Home - strona główna WRiA.PL – “Wspomnienia ...”. Głogów, 15 lutego 2013 r.
Ostatnia aktualizacja: 16.02.2013 r.
 
 

 

kpr. rez. Stefan Golis


Wspomnienia przeciwlotnika
38. dywizjon rakietowy OP m. Stargard Szczeciński

 

 

Znalazłem stronę o 38. dywizjonie rakietowym OPK m. Stargard Szczeciński (JW 2203), tak dokładnie opisanym przez płk. Zbigniewa Przęzaka, więc postanowiłem dodać trochę wspomnień zapamiętanych przeze mnie z okresu służby w tym dywizjonie - kpr. rez. Stefan Golis.

 

1. Miejsce służby - 38. dr OPK m. Stargard Szczeciński (JW 2203).
 

Logo 38 dr OP Herb Głogowa Trafiłem nad Jezioro Miedwie, niedaleko wioski Bielkowo, na wiosnę 1976 roku. Przedtem przeszedłem szkolenie w Centrum Szkolenia Specjalistów Artylerii i Radiotechniki (JW 4487) w Bemowie Piskim. Byłem absolwentem Technikum Mechanicznego i pewnie dlatego trafiłem do tego Centrum Szkolenia. Jednostka była bardzo duża chyba ok 2000 żołnierzy. Moje wrażenia stamtąd nie są za bardzo miłe. Zima 1975/76 była bardzo sroga. Temperatury codziennie w granicach minus 20-30 stopni C. I duże opady śniegu. Dla mnie, z zachodniej Polski, kojarzyło się to z Syberią. Zaprawa poranna przy tej temperaturze nie należała do przyjemności. A trzeba było biec ze 3 kilometry przez las. Jedyna rozrywka to kantyna do której można było czasem wyjść i kino garnizonowe ze dwa razy.

Szkolenie przebiegało dwutorowo. Po pierwsze przygotowania do złożenia przysięgi, czyli musztra. Po drugie szkolenie specjalistyczne na sprzęcie w grupie operatorów RS. Sprzęt, na którym ćwiczyliśmy (SA-75) był przestarzały (o czym mówili nam instruktorzy), wycofany już z jednostek bojowych, często niesprawny i pewnie dlatego nasi instruktorzy nie bardzo nas męczyli, były jeszcze zajęcia teoretyczne na salach wykładowych. Przez ten mróz rozchorowałem się i trafiłem do szpitala w Ełku. Po dwutygodniowym leczeniu i powrocie do jednostki okazało się, że koledzy są już po przysiędze. Dlatego też składałem przysięgę sam przed dowódcą jednostki.


Ślub w Boże Narodzenie 1975 roku
Teresa i Stefan Golis w dniu ślubu - Boże Narodzenie 1975 rok. Foto: Z archiwum Stefana Golisa.
 

Zaraz po przysiędze dostałem urlop gdyż na Boże Narodzenie 1975 roku miałem zaplanowany ślub! Pamiętam, że jeszcze przed wyjazdem za coś podpadłem i dostałem 3 dni ZOK-u. Ale po wyjaśnieniu sytuacji jakoś mi to darowali i pojechałem. Ślub i huczne wesele... szkoda było wracać... no ale służba nie drużba. Najgorsze były te mrozy... piece kaflowe, wieczorem jak się napaliło było gorąco, rano para z ust leciała.

Dlatego jak na wiosnę 1976 r. trafiłem do 38 dywizjonu nad Jezioro Miedwie to wydawało się jakby na wczasy.

W tym czasie dowódcą dywizjonu był kpt. Edmund Łączny, świeżo upieczony absolwent Akademii Sztabu Generalnego. Zostałem przydzielony do baterii radiotechnicznej dowodzonej przez kpt. Tadeusza Błońskiego. Wspominam go jako bardzo fajnego człowieka i bardzo dobrego fachowca. Praktycznie tylko on potrafił usunąć każdą awarię sprzętu. Miał przez to przechlapane, bo awarie zdarzały się dosyć często i wtedy był wzywany do jednostki. Dowódcą plutonu był ppor. Longin Kędzierski, technikiem naprowadzania chor. Waldemar Lubański. Też w porządku ludzie.


Kadra baterii radiotechnicznej.
Rok 1976/77. Kadra baterii radiotechnicznej. W środku dowódca baterii kpt. Tadeusz Błoński, po prawej dowódca plutonu N.Cz. ppor Kędzierski, po lewej technik UWK mł. chor. Leszek Ler. Foto: Z archiwum Stefana Golisa.
 

W dywizjonie wyznaczony zostałem na stanowisko... planszecisty. Jak nauczyłem się pisać cyferki odwrotnie jak odbicie w lustrze to zostałem dowódcą drużyny planszecistów, w której, nawiasem mówiąc, byłem jedynym żołnierzem :). Praca planszecisty polegała na tym, że siedziałem za przezroczystą planszą ze słuchawkami na uszach odbierając meldunki ze stacji radarowych o samolotach. Nanosiłem nr obiektu i jego położenie. Wraz ze zmianą położenia rysowałem linie, tworząc trasę przelotu samolotów. Z drugiej strony planszy siedział dowódca i w ten sposób miał ogólną informację, o położeniu poszczególnych obiektów a w numerze była zakodowana informacja o jego rodzaju i przynależności. Szkolenie w tej specjalności polegało na przekazywaniu wiedzy przez żołnierzy starszych, odchodzących do cywila, każdy musiał wyszkolić swojego następcę.

Po kilku miesiącach dostałem awans na bombardiera, a później kaprala. Zostałem wówczas pomocnikiem dowódcy plutonu.


Zarząd ZSMP jednostki.
Pomieszczenie klubu garnizonowego 38. dr OP. Na zdjęciu Zarząd ZSMP jednostki przygotowuje sprawozdanie z działalności. Na maszynie pisze kan. Stefan Golis. Nazwisk pozostałych kolegów nie pamiętam. 26 sierpień 1976 r. Foto: Z archiwum Stefana Golisa.
 

Służba przebiegała dość monotonnie i polegała w moim przypadku na ciągłych dyżurach bojowych. Praktycznie większość służby (ok 200 dni) przeżyłem w bunkrze na “górce” śpiąc w ubraniu i jedząc z menażki. Nie było to za bardzo przyjemne, a przede wszystkim nie było to higieniczne.

Podczas takich dyżurów były różne stopnie gotowości bojowej, przy najniżej można było spać, wypoczywać, czy np. zbierać grzyby, których było mnóstwo wkoło. Przy najwyższej musiała być pełna obsługa. Ja siedziałem wówczas za planszetem i rysowałem trasy lub przy bloku naprowadzania na którym też byłem przeszkolony. Fajnie wyglądało jak podczas śledzenia celu, wszystkie sześć 10-metrowych rakiet na wyrzutniach synchronicznie poruszało się góra, dół, obrót, kojarzyło się mi to z zespołem baletowym, którego, poniekąd byłem, hehe, jednym z dyrygentów.

[ Zobacz również: Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy S-75M “Wołchow” (SA-2 “Guideline”). ]
 

Oprócz należnych urlopów miałem tylko ze dwie przepustki. Ale taka służba miała tez swoje dobre strony bo na tej górce żyliśmy jak pustelnicy i nikt nas się nie czepiał.

Pamiętam dwa ciekawsze momenty z tych dyżurów. Pewnego razu do sąsiadującej z dywizjonem jednostki “zielonych” miała przylecieć inspekcja, jakaś generalicja. Ich dowódca poprosił nas, obrońców polskiego nieba, żeby ich zawiadomić jak będą nadlatywali helikopterem by byli przygotowani. Więc u nas alarm, pełna gotowość bojowa, wszystkie radary, stacje pracują pełną parą, wypatrujemy nadlatujących obiektów powietrznych... Mija godzina, dwie i jest telefon od sąsiadów:

  • - I co tam?
  • - Nic nie ma na razie.
  • - Dobra to już nie szukajcie bo dawno przylecieli:)

Taki to był sprzęt...

Innym razem były manewry brygady WOPK albo i całego korpusu, nie pamiętam, ale duże. Siedzimy na górce w gotowości bojowej. Obserwujemy niebo, nic się nie dzieje. Nagle telefon od dowódcy warty z dołu. Mówi, sam zaskoczony, że wartownik z budki wartowniczej na górce melduje mu, że od strony Bielkowa atakują go! Jakiś oddział prowadzi ostrzał z broni maszynowej! Nasz dowódca kpt Błoński, też trochę spanikowany, krzycząc zebrał nas wszystkich z tych kabin, wyciągnął pistolet z kabury i trzymając go nad głową krzyczał - za mną! Naprawdę jak na wojnie! Pobiegliśmy do ogrodzenia jednostki. A tam rzeczywiście! W polu ok 1 km od ogrodzenia rozłożona obsługa karabinu maszynowego napieprza do nas seriami ! Widać błyski słychać strzały. Może dla kadry to było normalne, ale dla nas ze służby zasadniczej to była namiastka prawdziwej bitwy. Widać było, że kpt. Błońskiemu też adrenalina skoczyła. Dziwne tylko było, że ci atakujący nie bali się, że spanikowany wartownik otworzy do nich ogień z ostrej amunicji, którą przecież posiadał?

[ Do spisu treści. ]

2. Zgrupowanie poligonowe na lotnisku w m. Płoty.

Na wiosnę 1977 zaczęliśmy na dobre przygotowywać się do wyjazdu na strzelanie do Aszułuku prawie nad Morze Kaspijskie.


Płoty 16.05.1977 r.
Płoty 16.05.1977 r. Zgrupowanie poligonowe przed strzelaniami bojowymi w Aszułuku na lotnisku w Płotach. Żołnierze baterii radiotechnicznej, od lewej: bomb. Cieśla i kpr. Golis z pistoletami maszynowymi PM wz 43. Foto: Z archiwum Stefana Golisa.
 

W maju pojechaliśmy na poligon przygotowawczy na lotnisku zapasowym w pobliżu Płotów. Nic tam ciekawego nie robiliśmy (planszeciści, kierowcy). Praktycznie jak na biwaku. Mieliśmy tylko pogadanki na tematy życia w innej strefie klimatycznej, grożących ewentualnie chorób, innej kultury i obyczajów. No i obowiązkowe szczepienie pod łopatkę przeciwko chorobom tropikalnym chyba. Trochę miałem po tym gorączkę.


Płoty 12.05.1977 r.
Płoty 12.05.1977 r. Zgrupowanie poligonowe przed strzelaniami bojowymi w Aszułuku na lotnisku w Płotach. Żołnierze baterii radiotechnicznej, stoją od lewej: bomb. Cieśla, kan. Cmok, kan. Kocia, kpr. Golis, siedzą: kan. Matczak i kan. Korol. Foto: Z archiwum Stefana Golisa.
 

Powrót do jednostki i we wrześniu wyjazd na strzelanie.

[ Do spisu treści. ]

3. Aszułuk - strzelania bojowe.

To była dla nas naprawdę fajna wycieczka. Jechaliśmy normalnymi liniowymi pociągami. Najpierw do Warszawy, później Warszawa-Moskwa, wagony sypialne pierwsza klasa! W Moskwie na dworcu spotkaliśmy gen. Władysława Hermaszewskiego, ale nie tego kosmonautę tylko jego starszego brata, wówczas chyba dowódcę WOPK. Mieliśmy jeden dzień na zwiedzanie. Plac Czerwony, Mauzoleum Lenina, obraz Panorama Borodino, wystawa siągnięć Republik Radzieckich.

Kolejka do Mauzoleum Lenina była ogromna, zaczynała się w jakimś parku gdzie nawet nie było widać Placu Czerwonego. I tak noga za nogą parę godzin się dreptało. W samym mauzoleum chłód, Lenin jakiś taki mały, jakby tylko do połowy... i sine (makijaż?) twarze wartowników, wyglądali jak posągi. Tak to zapamiętałem. Parę godzin czasu wolnego gdzie sobie sami chodziliśmy po Moskwie. Tak myślałem, że to jedyna okazja w życiu, żeby tam być.

Poznaliśmy jakiegoś ruskiego chłopaka, który oprowadzał nas po centrum, po sklepach, oczywiście też po barach:). Tak się jakoś “zagapiłem”, że w pewnym momencie okazało się, że nasze autobusy odjechały do hotelu a ja zostałem sam w centrum Moskwy! Najgorzej, że nie wiedziałem, gdzie nasz hotel, był to jakiś hotel wojskowy, bez nazwy. Co teraz robić? Afera na skalę międzynarodową by była! Jednak zapamiętałem, że obok hotelu był redakcja gazety “Krasnaja Zwiezda”. Taki neon. Taksówkarz wiedział gdzie to jest i trafiłem do swoich. Nikt nawet nie zauważył.

Później pociąg Moskwa-Astrachań, też wagony sypialne, klimatyzowane, naprawdę super. Podróżowaliśmy wspólnie z Rosjanami. Tzn można było przejść do innych wagonów. Ludzie tam bardzo przyjaźni. Poczęstowali nas winem, kawiorem, który w tamtych rejonach był normalnym pożywieniem, każdy tam miał do kanapek, a ja pierwszy raz jadłem, prawdę mówiąc nie bardzo mi smakował. Było więc bardzo wesoło, znalazła się gitara, pośpiewaliśmy, znali piosenki polskie np. Maryli Rodowicz ale po rosyjsku i twierdzili, że toż to ich piosenkarka:) Podróż szybko zleciała. Tylko, że im dalej tym było bardziej gorąco. No i pustkowie, step i małe wioseczki oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów.

Aszułuk to takie osiedle już na pustyni Kara-kum czy Kuzył-kum. Upał nie do wytrzymania. Wszyscy co chwila polewaliśmy się wodą, spaliśmy pod mokrymi prześcieradłami. Był tam tylko jeden sklep typu widły mydła i powidła. Do picia był tylko sok pomidorowy w dużym słoju na szklanki. Tzn. szklanka był tylko jedna:). Ale mieliśmy szczęście na drugi dzień spadł deszcz, co tam się zdarzało bardzo rzadko i to oczyściło powietrze więc było łatwiej.

Zostałem tam dyżurnym w hotelu kadry, więc miałem trochę lepiej, łącznie z zimnym piwkiem nieraz i wodą “Borżumi”. Nie jeździłem na ćwiczenia na pustynię. Pojechałem dopiero na ostre strzelanie. Samo nasze strzelanie nie za bardzo wspominam, straszna nerwówka kadry, duchota w kabinie okropna, chyba z 50 stopni C. Jakoś tam zaliczyliśmy na 4,5. Później opuściliśmy kabiny i obserwowaliśmy strzelanie sąsiedniego dywizjonu. Wrażenia z odpalenia i startu rakiet były duże! No i w ogóle cała “wycieczka” była wspaniała.

[ Zobacz również: Poligony Wojsk Rakietowych i Artylerii WOPK (WLOP, SP). ]
 

4. Czas do rezerwy.

Później powrót do jednostki i za miesiąc do cywila.

W czasie służby w dywizjonie zadałem egzamin na studia na Politechnice Zielonogórskiej. Zostałem zwolniony ze służby na rozpoczynające się zajęcia chyba ze dwa tygodnie wcześniej. Szkoda bo ominęły mnie te tradycje rezerwistów... Studia skończyłem zostając inżynierem mechanikiem. Wkrótce rozpoczęłem własną działalność gospodarcza, którą w różnych dziedzinach prowadzę do dziś.

ZSMP Wzorowy Żołnierz
Pamiątki z wojska, legitymacja ZSMP i Wzorowego Żołnierza.


Zawiadamiamy, że Syn Wasz...
Zawiadamiamy, że Syn Wasz... - To był dobry pomysł.
[ Zobacz list w pełnej rozdzielczości ]
 

To tyle. Załączam parę fotek, które się zachowały. Nie wszystkich kolegów pamiętam, może ktoś się rozpozna.

[ Do spisu treści. ]