Od 1963 do 1966 roku był dowódcą plutonu w dywizjonie startowym 658. pr S-25 (SA–1 Guild) m. Rogaczewo.
(Tłumaczenie wywiadu przeprowadzonego przez Dmitryja Leonowa)
Często zdarzało się nam jeździć po rakiety do m. Trudowaja (1491 RBT rakietowa baza tachniczna, JW 52147),
zwłaszcza kiedy były jakieś szkolenia, bardzo dużo rakiet szkolnych woziliśmy. Bojowe, niezbyt często. Te przewoziliśmy, które
schodziły z dyżurów bojowych (po zakończeniu resursu eksploatacji). A szkolne ciągle, bardzo
często woziliśmy. Zwykle kolumna tam się formowała - ich kierowcy, ich samochody, wszystko było z m. Trudowaja.
Przyjeżdżaliśmy tylko jak przedstawiciele pułku.
Otrzymywaliśmy rakiety, podpisywaliśmy odbiór i gnaliśmy kolumnami. Jeśli jedna-dwie rakiety,
to jeździliśmy tak - jeden pusty ciągnik i dwie rakiety, taki wariant. Jeśli wielka kolumna,
to z przodu zwykle jeszcze był ktoś z dowództwa dywizjonu, od dostawcy. Wtedy jechał samochód
osobowy. Zwykle było to w nocny, gdzieś po godzinie 23. Wszystkie drogi były zabezpieczone,
ponieważ było bardzo dużo posterunków milicji drogowej. Zabezpieczali wszystkie drogi, szliśmy
spokojnie, nikt nam nie przeszkadzał, samochodów praktycznie nie było. Albo stały, ponieważ środkiem
drogi jechał ciągnik, jego zadanie było nie ustępować. Wszyscy pozostali zjeżdżali
z drogi, to już wszyscy znali.
Rynek w m. Dmitrow, miejsce problemów z maskowaniem rakiety.
Jechaliśmy przez Dmitrow, a innego wariantu nie było. Przez Dmitrow, przez główny
plac. Miałem przypadek, już opowiadałem, kiedy zawiodło maskowanie rakiety. Porwał się brezentowy pokrowiec.
Zwykle na rakiecie powinny być dwa pokrowce maskujące. A te szkolne rakiety miały jeden pokrowiec i wszystko,
jeszcze jakiś stary. No normalnie, tak woziliśmy. A co było robić? Zatrzymaliśmy się na środku placu,
wyszliśmy z kierowcą i zaczęliśmy próbować jakimś drutem powiązać brezent. Kolumna pojechała dalej i
czekała na nas na Czerwonej Górze obok cmentarza. A była gdzieś godzina 24, lato, ciepło, zmierzch.
Po placu ludzie spacerują i jakiś chłopak z dziewczyną podchodzą bliżej. Patrzą na nas i chłopak
dziewczynie coś objaśnia, pokazując na nas. A ja i kierowca męczymy się z brezentem.
Wtedy mnie taka złość wzięła - oto ludzie spacerują, odpoczywają, a my tu... W końcu połączyliśmy
jakoś brezent, dogoniliśmy kolumnę i pojechaliśmy dalej.